...była możliwość zapisywania gry w trakcie misji, to było pewnie więcej niż 5. Zdecydowanie za trudna.
i właśnie za to ją lubię, albo wykonasz zadanie perfekcyjnie, albo jesteś udupiony, tak jak prawdziwy hitman
Wcale nie musiałeś tam się skradać:)
To jest też dobre bo czasami wystarczyło dobrze rozplanować wszystko i można było z pistoletów wszystkich ściągnąć:)
Pisząc "gry skaradankowe" miałam na myśli typ gier, w których im mniej zwracamy na siebie uwagę w czasie wykonywania misji, tym lepiej. Wracając do tematu, co z tego, jeśli podchodzę do jednej z misji ponad 10 razy i w jej trakcie zawsze mnie ktoś zabija? Możliwe, że nie mam cierpliwości do takich gier, ale już "Thief" bardziej mi przypadł do gustu.
W Blood Money była ranga "Mass Murderer" za zabicie wszystkich z hukiem i nie otrzymanie żadnej rany, szkoda że te oceny były dopiero w czwartej części wprowadzone.
Mylisz się.Już SA wprowadzono ten system ocen.Szczątkowo jest też w C47, tzn. jak zabijesz dużo niewłaściwych ludzi, to dostajesz automatycznie mniej kasy oraz nie masz możliwości kupienia niektórych broni :]
Tak, ale mass murderer (którą dostawało się za maksymalny poziom hałasu i wszystkich zabitych) było oceną pozytywną, tak samo jak silent assassin i jeszcze kilka z nich.
Mass murderer oceną pozytywną? Powiedziałbym że była oceną pokazującą wolność wyboru stylu gry. Ale pozytywną? Nie, a w Krwawej Forsie o której wspomniałeś już na pewno nie.
Taaaaaak, niech tylko trafi ci się jakiś błąd w grze. Miałem dwa razy (lub więcej) przypadek, że utknąłem między drzwiami a ścianą bo akurat jakiś NPC otworzył mi przed nosem drzwi. Gdyby były savy to bym wczytał ostatni zapis, a tak trzeba przechodzić od początku ;/
Trudne, to tu były jedynie dwie misje.
Ta trudna to Lee Hong Assassination.
Ta w p*zduchuj trudna, to Plutonium Runs Loose.
zgadzam się z tobą waldeck. Lee hong assassination przechodziłem chyba w trzy miesiące. NIe pszeszedłem:(. Grę wrzuciłem do pudła. Dwa lata później otworzyłem już zakurzone pudło, wyciągnąłem hitmana i misję przeszedłem za pierwszym razem
Aa, jeszcze jedno.
Czy misja, w której trzeba sprzątnąć papla belisaria w kolumbii nie przypomina wam ostatniej sceny z filmu scarface?
Kiedy napadli na wille montany, o wyciągnął giwerę i naćpany biegał krzycząc "say hello to my little friends".
Montana dostał ze sto pocisków, ale i tak jeszcze żył, dopóki ten komandos go nie sprzątnął.
miałem podobne skojarzenie. Belisario w ogóle został wystylizowany na Tonego Montanę, ten garniak i cygaro. Tyle że zamiast m - 16 z granatnikiem Belisario miał m - 60 o ile dobrze pamiętam.
Ja bezpośrednią konfrontację z Belisario miałem dopiero za drugim podejściem do gry, był to kiepski sposób bo trzeba było wybić jeszcze multum strażników. Wolałem ściągnąć go ze snajperki stojąc bezpiecznie poza terenem bazy ( padał na 3 strzały w klatę)
Oj, Lee hong assassination, ileż mi krwi ta misja napsuła. Wszystko do tego momentu szło gładko, każda misja na 3-6 podejść, a tego Lee Honga za cholerę nie mogłem dopaść, udało mi się przy jakimś setnym podejściu (serio setnym, nie ma w tym przesady). Aż dziwię się sam sobie, że miałem do tego cierpliwość.
Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego 47 wzdryga się z obrzydzenia po otrzymaniu buziaka od tej prostytutki, którą uratował, swoją drogą :p
,,Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego 47 wzdryga się z obrzydzenia po otrzymaniu buziaka od tej prostytutki, którą uratował, swoją drogą" Jest klonem, którego jedynym zadaniem jest bycie perfekcyjnym płatnym zabójcą, nie może mieć słabych punktów, a kobiety to w sumie dla faceta słaby punkt (szczególnie w takiej branży), więc może na etapie DNA usunęli mu popęd lub tym podobne elementa.
Bo Hitman to nie jest gra dla tłuków, których jedyną strategią jest rozpierducha. Pograj sobie w queka albo army of two...
Nie jestem żadnym "tłukiem". Z gier przez Ciebie wymienionych grałam tylko w "Quake'a" i to krótko, bo nie przypadł mi do gustu.
I to oprócz muzyki, klimatu, różnorodności misji, grafiki (jak na tamte czasy, choć mnie i dzisiaj potrafi zauroczyć) jest jej największym plusem !!! Identyczna sytuacja jak w przypadku jednej z najbardziej genialnych strzelanek, a mianowicie Project IGI (jedynka !!!, a nie beznadziejna dwójka...)
No może lepszy byłby save przy wyjściu z gry(jak z diablo 2) bo to dodawało by klimatu i nie wywoływało irytacji że z jakiegoś powodu trzeba przerwać grę i zaczynać skończoną praktycznie misje od nowa.....
Dokładnie, nie umieją grać i płaczą bo przecież lepiej jak się sama gra przechodzi tak jak nowe CODy
Nigdy nie grałam w żadnego CODa, więc chyba jednak nie znam gier, które "same się przechodzą". W każdym bądź razie, z powodu "Hitmana" na pewno nie płakałam i nie zamierzam.
Też tak sądzę. Niektóre elementy misji mam opracowane do perfekcji, a i tak za każdym razem muszę je powtarzać :/ Im częściej powtarzam, tym bardziej się śpieszę. Im bardziej się śpieszę, tym bardziej popełniam błędy.
Zresztą w grze jest masa niedoróbek i bugów, które przeszkadzają w rozgrywce. Nie mówiąc już o AI. Strażnik na kilometr zobaczy ukryte ciało, ale jak kucamy za jakimś kolesiem w niecnych zamiarach, nic go to nie obchodzi ;P Na dodatek bohater jest krótkowidzem. Obszar kilka metrów dalej spowity jest mgłą, dlatego często wpadamy na jakichś przeciwników.
Ja tam gram z nieśmiertelnością, bo nie chcę ginąć za każdym razem gdy ktoś mnie zauważy. Dla mnie liczy się pomysłowość i rozplanowanie zadania. Z tego co widziałem, to w "dwójce" jest z tym o wiele lepiej.
Jednak gra w przewrotny sposób przyciąga do siebie. Im częściej się ginie, tym bardziej chce się w końcu przejść tę cholerną misję.